Obrazki z najmilszych lat. O Stefanie Żeromskim.

powrót

Na ziemi staszowskiej i sandomierskiej jest co najmniej kilkanaście miejsc, które Stefan Żeromski dobrze znał i niejednokrotnie odwiedzał. Wiele z nich sportretował na kartach swych najsłynniejszych dzieł. Niektórym nadał nowe, wymyślone nazwy, ale i tak bez trudu można je rozpoznać.


Stefan Żeromski

Stefan Żeromski (fot. Wikipedia)

Kurozwęki, Oleśnica, Kroblice, Chobrzany, Pęcławice, Dmosice, Klimontów, Sulisławice, Staszów – wymieniać można by jeszcze długo. Te wioski, miasta i miasteczka, co rusz pojawiają się na kartach „Dzienników”, które całymi latami pisał autor „Przedwiośnia”. Sandomierszczyznę nazywał swoim „ogrodem szczęścia”. Tu jak wspominał w jednym z listów do Aleksandra Patkowskiego, przeżył „najmilsze lata młodości”.



Koligacje


Był upalny lipiec 1872 roku, kiedy do podsandomierskich Chobrzan przybyli nowi dziedzice. Nieduży majątek kupił od poprzednich właścicieli – Aleksandra i Walentego Jabłońskich Adolf Nekanda-Trepka, mąż Tekli z Katerlów, rodzonej siostry matki Żeromskiego. Trepkowie sprowadzili się tutaj z dzierżawy w podkieleckim Górnie i zostać mieli przez kolejnych 30 lat.

Chobrzany były w tym czasie wioską liczącą niespełna 200 mieszkańców. Parę kroków od parafialnego kościoła stał dwór: „słomą kryty, niski, prosty tylko, a biały, a widać go z daleka”. Tak pisał o nim Stefan Żeromski we wrześniu 1888 roku, kiedy gościł u wujostwa przez ponad miesiąc. Nie był to jego pierwszy pobyt w Chobrzanach. Zawitał tu wcześniej zimą 1884 roku, parę tygodni po śmierci swego ojca – Wincentego. Matka pisarza nie żyła już wówczas od pięciu lat. Był więc młodziutki Stefan sierotą, do tego ubożuchnym. We wspomnieniach z tamtego okresu nie brak pojawiającego się raz po raz krzyku rozpaczy. To były prawdziwe głodowe lata i każdy wyjazd do gościnnych krewnych stawał się dla doświadczonego przez los gimnazjalisty, a potem studenta okazją do podreperowania zdrowia i nabrania nowych sił.

Tekla Trepkowa była chrzestną matką Stefana. Własnych dzieci urodziła pięcioro. Najstarsza z tego grona - córka Bolesława, została w 1880 roku żoną Teofila Saskiego, chrześniaka ojca autora „Przedwiośnia”. Wspomniany ślub odbył się w Chobrzanach i mocno już schorowany Wincenty Żeromski był na nim obecny.

Brat Bolesławy, Józef Trepka 20 kwietnia 1882 roku poślubił Michalinę Pancerównę z Dmosic, siostrę szkolnego kolegi Stefana – Teodora Pancera. Małżonkowie osiedli najpierw na dzierżawie w Pęcławicach (obecnie powiat staszowski), a potem w Kroblicach pod Klimontowem. Z pozostałej trójki dzieci Adolfa i Tekli, syn Ignacy gospodarował w majątku Łążek na Sandomierszczyźnie, córka Janina został żoną komornika Sądu Okręgowego w Opatowie nazwiskiem Majewski, a kolejna córka – Kazimiera – nigdy nie wyszła za mąż i prawdopodobnie mieszkała przy swojej siostrze Bolesławie.

Stefan Żeromski miał też przez pewien czas rodzinę w Kurozwękach. Administratorem majtku Popielów był Józef Saski, który mieszkał tam wraz ze swą matką, Józefatą z Żeromskich, rodzona siostrą Wincentego. Wiekowa ciocia była wspaniałą gawędziarą, memuarem epoki – jak mawiał o niej Stefan. To na jej opowieściach osnuł później fabułę „Wiernej rzeki”.



Mieszkać w takich Pęcławicach!


Pod datą 4 stycznia 1884 roku, odnotował młody Żeromski swój pobyt u Józefa Trepki i jego żony Michaliny. „Piękne to miejsce: na górze otoczony ogromnym ogrodem fruktowym i dzikimi świerki stoi dworek prześliczny, prześliczny. W podwórzu wznosi się stary jakiś budynek, jak mi mówiono zbór ariański z dachówką ceglaną” – zapisał Stefan na kartach dziennika, a zaraz potem dodał: „Ach, cóż ja bym dał za to, aby mieszkać sobie w takich Pęcławicach… Teraz w zimie jest tu uroczo, a cóż dopiero wiosną i latem?”

Kto by dzisiaj chciał szukać śladów, po dawnym majątku, srodze się rozczaruje. Z dworu pozostały ledwie czytelne ślady podmurówek. Młodsi mieszkańcy nie są nawet w stanie pokazać drogi do ruin. Starszych pytać trzeba o „Lamus”, bo tak tutaj nazywają parcelę, gdzie stało niegdyś zgrabne lokum dzierżawców okolicznych włości.

Tamtej zimy w Pęcławicach, odnowił Żeromski swoją znajomość z Michaliną Pancerówną. Z czasem zmieniła się ona w głęboką zażyłość i coś na kształt romansu – romansu dodajmy bardzo dziwnego. W dzienniku pisarza kilkakrotnie pojawiają się szczegóły mocno intymnych sytuacji, w jakich znajdował się z żoną ciotecznego brata, lecz zaznacza on też zaraz z niemałą ulgą, że: „nigdy do końca nie zdradził Józefa”. Szybko poza tym zmęczyło Stefana natręctwo pani Michaliny. W tym samym czasie zapałał za to uczuciem do jej siostry, która stała się pierwowzorem młodzieńczej miłości Rafała Olbromskiego z „Popiołów”.



Niebieska sukienka


Dmosice – dziś niewielka wioska na obrzeżach gminy Koprzywnica. W minutę można tu dojechać samochodem, skręcając z ruchliwej krajowej „dziewiątki”. Tylko kto i po co miałby tu zaglądać? Z dawnej, bogatej historii miejscowości nie zachowały się żadne namacalne ślady. Nie ma już malowniczo usytuowanych zabudowań tutejszego majątku, nie ma parku, ani owocowego sadu. Zostało tylko to, co utrwalił Żeromski w swoich notatkach.

W latach 80-tych XIX wieku gospodarowali tu Michał i Lucyna z Piątkowskich Pancerowie. Mieli piątkę dzieci. Poza wspomnianymi: Teodorem i Michaliną, jeszcze dwóch synów: Czesława i Juliusza, poległego tuż po wybuchu II wojny światowej oraz córkę Helenę.

Helenka w chwili gdy poznał ją pisarz, była 16 letnią panienką. „Spodobała mi się – zapisał po pierwszym spotkaniu 15 września 1888 roku – Nieskromna, lecz komicznie wstydliwa. Broń Boże nie pytaj ją o co, bo gotowa dostać apopleksji, boi się swych rąk, swych ruchów, jest więc niezgrabną. Jednym słowem: koza”.

Ale to właśnie ta „koza” rozkochała w sobie młodego studenta. Uczucie było zresztą odwzajemnione, o czym świadczą cytowane w „Dziennikach” listy obojga. Przez pewien czas Żeromski szczerze marzył, by ożenić się z panną Pancerówną i osiąść na wsi. Ostatecznie nic z tych planów nie wyszło. Dawna miłość pozostała jednak głęboko w jego pamięci. Później unieśmiertelnił ją na kartach „Popiołów”, jako Helenkę z Dersławic, do której nocą gnał na koniu Rafał Olbromski ze swoich Tarnin, utożsamianych powszechnie z Chobrzanami.

„Hela miała niebieską sukienkę, bez żadnego upiększenia, nie było nawet kwiatka we włosach gładko, zwyczajnie zaczesanych. Prześliczną była…” – to fragment opisu balu w Dmosicach, umieszczony w dzienniku pod datą 3 października 1888 roku. Dla porównania teraz króciutki ustęp z „Popiołów” – scena zabawy po słynnym kuligu: „Panna Helena zrzuciła futerko i kapłoni rękawek. Miała na sobie suknię niebieską z krótkim stanem, z fartuszkiem linowym w paski, bez żadnego upiększenia. Nie wpięła nawet kwiatu we włosy, spuszczone na czoło. Gdy od tańca zakwitły jej policzki, oczy, zdało się, pochłonęły migotliwe blaski pochodni i otrzymały ich siłę palenia. Rafał nie mógł od niej oderwać wzroku, zapomniał o świecie całym”.



Losy powikłane


Co stało się z powieściową Helenką wszyscy mniej więcej pamiętają. Skończyła tragicznie, rzucając się w tatrzańską przepaść, po tym jak napadli ją rozbójnicy. Prawdziwa Helena dożyła sędziwej starości, lecz szczęścia w życiu zaznała niewiele.

Z Dmosic jest tylko przysłowiowy rzut beretem do Maryjnego Sanktuarium w Sulisławicach. Tu od czterech wieków czczony jest cudowny obraz Matki Bożej Bolesnej. Stefan Żeromski był świadkiem jego uroczystego przeniesienia ze starego, romańskiego kościółka do nowo wybudowanej świątyni. Przed tym obrazem w 1891 roku, wspólne „tak” powiedzieli sobie panna Pancerówna i Bolesław Kaczyński, oficer armii carskiej. Nowożeńcy wyjechali do Rosji, gdzie mąż Heleny dochrapał się z czasem funkcji naczelnika okręgu wojskowego. Mieli jedno dziecko – syna Jarosława, żyli dostatnio, otoczeni przepychem i służbą. Ale panienka z Dmosic tęskniła za rodziną, dawnym domem, Polską. Tęskniła tak bardzo, że zdecydowała się w końcu opuścić męża i wrócić do kraju. Było to tuż przed wybuchem I wojny światowej. Przeżyła potem okupację hitlerowską, Powstanie Warszawskie, doczekała też wydania „Dzienników”, które chłonęła z rozrzewnieniem. Zmarła samotna i uboga w 1958 roku. Jej grób znajduje się na cmentarzu w Otwocku.

Michalina Pancerówna, żona Józefa Trepki, zmarła 1 września 1928 roku w Radomiu, o niespełna rok przeżywszy męża. Ich jedyny syn – Roman, zaginął lub zginął gdzieś w 1940 roku. Teodor Pancer miał poważne zamiary względem ożenku z najmłodszą siostrą Józefa Trepki – Janiną. Przygotowania do ślubu już musiały być czynione, skoro tu i ówdzie napomyka o tym Żeromski w swoich zapiskach. Nie doszło jednak do niego. Dziedzic z Dmosic w 1893 roku pojął za żonę, siostrę swojego szwagra – męża Helenki – Wacławę Annę Kaczyńską.



Fikcja i rzeczywistość


Wczesną wiosną 1924 roku w Klimontowie, dokonał żywota Jakub Zysman, zasłużony lekarz i społecznik, ojciec wybitnego poety Brunona Jasieńskiego. Wielu uważa, że to on właśnie mógł być pierwowzorem postaci Tomasza Judyma, bohatera „Ludzi bezdomnych”. Czy było tak w istocie? Prawie na sto procent historię tę można włożyć między bajki. Żeromski istotnie nieźle znał Klimontów i jego okolice. W miasteczku nad Koprzywianką bywał wiele razy, co najmniej dwukrotnie odwiedził Ossolin z jego ruinami zamku i betlejemską kaplicą, spacerował po parku w Górkach, tym obok pałacu Ledóchowskich, gościł też w Pęchowie, choć o właścicielach tamtejszego dworku wyrażał się z pogardą. Zysmana jednak nie poznał, nie mógł też raczej nawet słyszeć o nim, bo ten na Sandomierszczyźnie osiadł dopiero w roku 1891, kiedy Żeromski kończył powoli swoją pracę guwernera w Nałęczowie i planował powoli wyjazd do Szwajcarii.

Jeśli już jednak jesteśmy przy „Ludziach bezdomnych”, to warto przypomnieć, że sportretowany tam administrator majątku Cisy nosi nazwisko Jan Bogusław Krzywosąd Chobrzański.

O ile historia z Zysmanem-Judymem to mit, nie ulega wątpliwości, że inna, współczesna Żeromskiemu postać, z okolic Klimontowa, stała się po części pierwowzorem jednej z bohaterek „Przedwiośnia”. Zdaniem znawców twórczości mistrza Stefana chodzi o Laurę Kościeniecką. Jej odpowiednikiem w rzeczywistości miała być Jadwiga Jasieńska, dziedziczka Kamieńca, położonego między Klimontowem a Iwaniskami. Majątek odziedziczyła pani Jadwiga po babce Kaczkowskiej, zmarłej we wrześniu 1888 roku. Żeromski był na pogrzebie staruszki, niósł nawet jej trumnę do kościoła w Mydłowie. Nasłuchał się też sporo o młodej właścicielce kamienieckich włości. A wszystko za sprawą Józefa Trepki, męża Michaliny Pancerówny. Józef przyjaźnił się z daleką sąsiadką. Uproszony został przez nią nawet do zarządzania majątkiem. Przez dwa lata codziennie jeździł konno z Kroblic do Kamieńca. „Żonaty z kobietą marną, głupią, strojnisią bez cienia rozsądku i prawości, pokochał się w pani J. duszą, ciałem, zmysłami, krwią – wszystkim. Mówił mi coś o swej tęsknocie za nią i bladł wtedy, mienił się – wspomina młody Stefan w swoim dzienniku.

Jadwiga była mężatką, ale z mężem, który uwiódł jej rodzoną siostrę nie utrzymywała prawdopodobnie żadnych stosunków. „Jest kobietą wielkiej inteligencji, pracy, rozumu i uczciwości (…) Piękna, zdolna zachwycać sobą” – zaobserwował Żeromski. Przyjaznej ręki i rady potrzebowała pani Jasieńska, bo też kłopotów miała sporo. Głównie rodzinnych. Matka jej była utrzymanką nauczyciela z Kielc, siostra grandesą półświatka w Warszawie, brat hulaką i karciarzem, który sprzedał swe prawa do Przepiórowa, a pieniądze przepił lub przegrał. Ojciec wreszcie, jak ujął to autor „Dzienników”, wtajemniczony w familijne sekrety przez Józefa: „jest w Radomiu wyrzutkiem społecznym, utrzymuje szereg frejlin, żyłując córkę do nitki”.

Cioteczny brat pisarza nie rzucił żony dla swej przyjaciółki z Kamieńca, ale sytuacja w której się znalazł mocno mu doskwierała. Cała okolica mówiła z uśmiechem o jego wizytach u pani Jadwigi. Oboje byli ulubionym tematem plotek. Wiedział, że nie sposób tego ciągnąć w nieskończoność.



Wielkopańskość


Od 1886 roku Stefan Żeromski figurował na liście studentów Instytutu Weterynarii w Warszawie. Wybrał taki akurat kierunek, bo uczelnia nie wymagała matury. Stolica nie rozpieszczała młodego sieroty. Ledwo wiązał koniec z końcem, często brakowało mu nawet na suchy chleb. Nic więc dziwnego, że z wdzięcznością przyjął zaproszenie swego kuzyna Józefa Saskiego na wakacje do Kurozwęk. Młody Saski, syn rodzonej siostry ojca pisarza był zarządcą majątku Popielów.

Rzecz jasna mieszkającą w przepysznym pałacu rodzinę chlebodawców skromnego administratora, nie interesował zupełnie jego gość. Żeromski jeśli stykał się z kurozwęcką arystokracją to tylko przypadkowo. Miał za to okazję obserwowania jej i notowania uwag, przeważnie mocno krytycznych.

Kiedy latem 1888 roku Stefan odpoczywał w Kurozwękach, właścicielem tych olbrzymich włości był Marcin Popiel, żonaty z hr. Natalią Jezierską. „Stańczyk pod względem politycznym, tyran w stosunku do wszystkich. Żąda on, aby każdy kogo spotka na ziemiach doń należących zdejmował przed nim czapkę” – skreślił jego portret Żeromski, a zaraz potem dorzucił jeszcze zaobserwowaną scenkę z udziałem dziedzica: Wczoraj wśród najpilniejszego zwożenia pszenicy, zaczął padać siarczysty deszcz. To wprowadziło we wściekłość „jasnego pana”. Wpadł na pole konno i spotkawszy fornala, który chronił się pod snopek – zaczął go bić. Bił biczykiem, pięściami między oczy, przewalił na ziemię, kopał nogami, obcasami bił po twarzy. Wracał kilka razy do leżącego i bił. Nic dziwnego – deszcz padał – jaśnie pan wpadł w gniew…”

Bardzo podobna scena katowania chłopa, kradnącego drzewo z dworskiego tartaku, umieszczona została potem w opowiadaniu „Zapomnienie”. Kurozwęki na kartach dzieł Żeromskiego przewijają się zresztą częściej. Grudno z „Popiołów” to nic innego jak literacki obraz pałacu Popielów. Cała wioska została odmalowana jako Skakawki w noweli „W sidłach niedoli” i dominium Zimna w opowiadaniu „O żołnierzu tułaczu”.

Józef Saski niedługo cieszył się posadą administratora. Podobno podpał czymś Popielowi i musiał szukać sobie nowego miejsca. Osiadł na dzierżawie w podmiechowskiej osadzie Poradów. Do dziś mieszkają tam jego potomkowie. Tuż przed śmiercią Stefan Żeromski pomógł krewnemu, utrzymać w ręku niewielki mająteczek, na który ostrzył sobie zęby jeden z wysokich dygnitarzy państwowych. Dzięki protekcji sławnego już wówczas ogromnie pisarza, Poradów został w rękach Saskich. Józef dożył tam przeszło 90 lat. Zmarł w marcu 1942 roku.

Rafał Staszewski



Korzystałem m.in. książek Barbary Wachowicz: „Ciebie jedną kocham” i „Ogród młodości” oraz Kazimiery Zapałowej: „Rodzina Stefana Żeromskiego w Świętokrzyskiem” oraz „Miejsce zostało to samo”.