Kilka słów o mieszkańcach. Obraz Klimontowa z początku XX w.

powrót

Miasto Klimontów posiadało ośm znaczniejszych ulic, a mianowicie: Opatowską, Tylną, Frontową, Staszowską albo Krakowską, Gęsią, Sandomierską, Osiecką pod klasztorem. Z tych obecnie zabrukowane są tylko ulice: Sandomierska, Opatowska, Osiecka, część rynku i ulicy Krakowskiej.

Rynek kwadratowy, dotąd jeszcze nie brukowany, na nim największe błoto, w którem po uszy uwalane konie i bydło chłopskie podczas jarmarku, na przemian budzą śmiech i politowanie patrzących. Cały zaś ruch jarmarczny koncentruje się na wysoko wzniesionych chodnikach, ale i na tych w porach wilgotnych błoto nie do przebycia.

Gdyby przynajmniej każdy właściciel z przed swego domu zgarnął błoto z chodnika i wywoził za miasto, możnaby suchą nogą przechodzić, ale, niestety, niema nikogo, coby tego pilnował, i tylko operacya letniego słońca, lub silne mrozy zimowe, utrzymują w porządku klimontowskie chodniki.1

Gdy stopy ludzkie brodzą po błocie rynkowem, oczy znowu mimo woli błąkają się po odrapanych domach z balkonami, na których porozwieszane bety żydowskie o rozmaitych kolorach, zdają się imitować dywany, wywieszone na przyjęcie jakiegoś znacznego magieta.

Wykończenia tego obrazu dopełniają kozy, krowy i ryjące stworzenia, które bez żadnej kontroli, samopas, włóczą się po rynku w największej zgodzie z jarmarkowiczami, powiększając wrzask i hałas jarmarczny.

To sam środek miasteczka. Zajrzyjmy w dalsze i bardziej ukryte zaułki: tam domy po większej części nietynkowane, odrapane, na niektórych dachy pozawalane, a inne grożą całkowicie upadkiem. Dodajmy jeszcze do tego niechlujstwo Żydów, jako charakterystyczną cechę Izraela, a będziemy mieli całkowity obraz zżydziałego miasteczka.

Najznośniejsza część miasta to przy kościołach. W tej bowiem okolicy znajdują się domy w zupełnym utrzymane porządku, jak np. domy: Pani Rościszewskiej, apteka, probostwo, domy p. Marynowskiego, panów Bartkowskich, szkoła miejska, poczta i klasztor; z żydowskich, pare kamienic jest przyzwoitych.

Hebrajski napis2 na froncie budynku po prawej stronie traktu do Sandomierza wskazuje że to bóżnica, 1851 roku wystawiona, której budowa 30,000 złp. kosztowała.

Przed frontem bóżnicy jest plac obszerny, na którym odbywają się śluby żydowskie. Niedaleko bóżnicy jest żydowska mikwa, czyli koszernia, głównie dla kobiet przeznaczona. Przy bóżnicy są dwie szkoły czyli hedery, do których uczęszcza przeszło 30 bachórków żydowskich, nawoływanych co sobota zrana doniosłym głosem szkólnika "Schileraj!".

Na utrzymanie rabina, śpiewaka oraz biednych Żydów fundusz etatowy wynosi 890 rubli.

Ludność żydowska, jak w każdem małem miasteczku, wegetuje w nędzy i ciemnocie, zatrudniając się drobnym handlem, jak sprzedażą żelaza, towarów łokciowych, i zbożem, na mniejszą skalę.

Rękodzieła, przez Żydów uprawiane, w niczem artyzmu nie dochodzą. Są tu stolarze, szewcy, krawcy, kuśmierze, blacharze, i wielu innych kiepskich fachowców, którzy wyroby swoje rozwożą po innych miasteczkach, lub zbywają na miejscu, narzucając prostemu ludowi swoją tandetę.

Lichwiarzy, zdaje się, że prawie niema, gdyż Towarzystwo pożyczkowo-oszczędnościowe położyło tamę wyzyskowi żydostwa. Czasami w sklepach żydowskich odbywają się rewizye o kontrabandę, ale to widocznie dzieje się już na wyraźną denuncyacyą. Odbywa się tu i pokątna sprzedaż wódki, lecz sprzedających ją trudno wyśledzić, gdyż Żydzi na uczynku schwytani, tłomaczą się, że oni swoich przyjaciół częstują.

Są domy żydowskie, w których uprawia się i gra w karty, na większą lub mniejszą skalę. Gra prawie zawsze kończy się zgraniem jednej, a wymyślaniem i poturbowaniem strony szczęśliwszej. Ale urazy doznane prędko bywają zapominane i, skoro tylko nadarzy się nowa sposobność zagrania w karty, zawsze znajdzie się wielu gotowych stawić się do apelu.

W ostatnich czasach Żydzi klimontowscy w wielkiem między sobą zostawali rozdwojeniu z powodu rabinów, z których każda strona popierała swojego kandydata.

Dopiero kiedy jeden z nich odebrał sobie życie nożem rzeżniczym, pozostałego przy życiu rabina reszta Żydów uznała, i spokój między zwaśnionymi przywrócony został. Tragiczna śmierć rabina zrobiła przygnębiające wrażenie na Żydach. Żydzi zaczęli się osiedlać w Klimontowie zaraz po jego założeniu.

Ludność katolicka dzięki szkółce elementarnej w przeważnej części umie czytać i trochę pisać.

Nędza, w jakiej się znajdują katolicy, powstrzymuje ich od pijaństwa, a chociaż żaden z mieszczan za kołnierz nie wyleje, jednakże mało tu jest nałogowych pijaków.

Słabą stronę mieszczan klimontowskich stanowi zarozumiałość, wyrządzanie szkody w cudzych polach i łąkach, i skłonność do procesów.

Na stroje dla swoich dzieci ostatni grosz wydają, naśladując możniejszych, którym dorównać usiłują. To też kiedy wypadnie zrobić jakieś ulepszenie, czy to dla miasta, czy też kościoła, trudno od mieszczan, nawet uchwaloną składkę wydostać.

Ludność katolicka obrabia trochę roli, gorszej tu niż w okolicy, że jednak praca ta nie wystarczałaby na wyżywienie rodzin, trudni się też i rzemiosłami, głównie zaś mularstwem i bednarstwem.

Biedniejsi mieszczanie często oba te rzemiosła uprawiają: pracują jako mularze w lecie, a jako bednarze w zimie. Brak fachowego wykształcenia paraliżuje rozwój tych gałęzi przemysłu, arkana zaś rzemiosła przechodzą tradycyą z ojca na syna.

Wyrobione w ciągu zimy roboty bednarskie rozwożą po jarmarkach do Sandomierza, Koprzywnicy, Opatowa, Ostrowca, lub sprzedają na miejscu, w lecie zaś rozchodzą się po sąsiednich wsiach i miasteczkach za mularką, śmielsi zaś idą do Ameryki. Brak w tutejszych mieszczanach przedsiębiorczości.

Na oświetlenie miasteczka, osada wydaje 300 rubli rocznie, a może i więcej, posiada nawet kilka latarni opalanych naftą, ale monopol oświetlenia pozostaje w rękach Żydów, którzy na nim dobre robią interesa, ze szkodą mieszczan katolików.3

Włościanie parafialni roztropniejsi są i dużo zamożniejsi od mieszczan. We wsiach, już dawniej osiadłych, panuje porządek i dobrobyt, z wyjątkiem może nowopowstałych osad, na gruntach rozparcelowanych majątków, chociaż i te powoli się dźwigają i wyrabiają.

Dużo z włościan czytać i pisać potrafi, a dla Kościoła zawsze ofiarni. Szczęśliwy to naród, którego ustawiczna wesołość na każdym kroku cechuje.

ks. Wawrzyniec Kukliński, Miasto prywatne Klimontów, s. L-LIV
Sandomierz 1911 r., pisownia oryginalna

1 Żydzi tak rozumują: "Wymiatać błoto z domu na świat, to każdy potrafi, ale gdzie ze świata wymiatać?!"

2 Ma najru hamukojm haze ajn zej ki ym bajs Elokym, po polsku znaczy: "Nie jest to nic innego, tylko dom boży i brama nieba".

3 Dopiero w roku 1910 wprowadzono oświetlenie miasteczka za pomocą sześciu lamp systemu "Kitson" z dobrym rezultatem.