Konary. Ruiny zamku

powrót

Wzgórze pełne tajemnic

Czy Jan Kochanowski, wybitny poeta renesansowy bywał w okolicach Klimontowa? Jest to całkiem możliwe. Jego ojciec, Piotr, był przez pewien czas właścicielem zamku w pobliskich Konarach.

Miejsce jest wyjątkowo malownicze. Aż po horyzont ciągną się poprzecinane tu i ówdzie głębokimi wąwozami faliste pagórki, które w maju 1915 roku stały się polem bitwy wojsk rosyjskich z oddziałami austriackimi, w szeregach których walczyli m.in. legioniści pod wodzą komendanta Piłsudskiego. To wydarzenie rozsławiło nazwę niewielkiej wioski. Pod pomnikiem upamiętniających poległych 90 lat temu żołnierzy, co roku odbywają się patriotyczne uroczystości.

Stąd już tylko kilka kilometrów do Ujazdu z potężnymi ruinami „Krzyżtoporu”. Niewiele osób wie jednak, że również Konary miały swój zamek, dużo starszy niż osławiona twierdza Ossolińskich. Jego dzieje sięgają jeszcze czasów panowania Piastów.

Z szosy Klimontów - Iwaniska widać miejsce, gdzie stała budowla, choć jest ono porośnięte gęstymi zaroślami. Aby tam dotrzeć najlepiej zaparkować obok szkoły w Konarach i dalej ruszyć pieszo skrajem pól.

Z gotyckich murów zamczyska pozostało niewiele. Fragmenty fundamentów pozwoliły w przybliżeniu określić kształt jego konstrukcji. Był on zbudowany na planie wydłużonego prostokąta, być może w jednym z narożników posiadał wieżę. Pod częścią mieszkalną znajdowały piwnice. Do dziś widoczne jest wyraźnie sklepienie jednej z nich. Otwór w ziemi jest na tyle wielki, że bez większych problemów można wejść do środka, choć to dosyć ryzykowne, bo strop w każdej chwili grozi zawaleniem.

Cały obiekt miał wyraźnie charakter obronny. Usytuowany na wyniosłym i stromym cyplu, ponad doliną Koprzywianki, został dodatkowo otoczony suchą fosą i ziemnymi obwałowaniami, dość wyraźnie czytelnymi nawet teraz.

Nie znana jest dokładna data powstania warowni. Pierwsza zachowana w źródłach historycznych wzmianka o Konarach pochodzi z roku 1355, nie ma w niej jednak mowy o zamku. Zbudowano go zapewne niewiele później. W owym czasie wieś była własnością Słupeckich. W dziejach zapisało się, choć niechlubnie, nazwisko jednego z przedstawicieli tego rodu – Grota Słupeckiego, syna Stęgniewa, którego majątek stanowiły m.in. Konary i pobliskie Płaczkowie.

Grot, zamożny ziemianin, słynął z awanturnictwa. Wieść głosi, że za czasów panowania Ludwika Węgierskiego, zabił na sejmiku w Sandomierzu kasztelana wiślickiego Jana Ossolińskiego, z którym jakoby pokłócił się o dziesięcinę wsi Dwikozy. Taki wyczyn nie mógł ujść mu płazem, bowiem ofiara była zbyt ważną personą. Dalsze losy Grota nie są dobrze znane. Według jednej wersji został skazany na banicję i udał się na Morawy, gdzie schronienia udzielił mu jakowyś rycerz u którego wygnaniec zamieszkał. Niebawem obaj zaczęli parać się zbójniczym procederem, co spowodowało w końcu interwencję króla polskiego. Wysłał on zbrojną ekspedycję, mającą aresztować Słupeckiego. Osadzono go w lochu, z którego jednak zdołał zbiec. Zgromadził szybko nowa kompanię zbirów i dalej łupił ziemiańskie dwory.

Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak, inny rozwój wydarzeń. Po dokonaniu zabójstwa, Słupeckiego skazano na karę śmierci. Ten zaś chcąc ratować głowę, wraz z bratem i sporym pocztem zbrojnych ludzi, zamknął się w konarskim zamku, gdzie dobrze obwarowany mógł kpić z tych, którzy chcieli wymierzyć sprawiedliwość.

Aleksander Janowski, w swoich „Wycieczkach po kraju”, wydanych w 1907 roku pisze: „Korzystając z niesławy morderca Ossolińskiego, czynił z twierdzy wycieczki w okolicę, napadał, rozbijał sąsiadów w ich domach i po drodze. Oni łączyli się po kilka razy, oblegali go w tym zamku, ale dobyć nie mogli i przyszło do tego, że sam Jagiełło w pierwszych leciech panowania, na czele wojska podstąpił pod ten gród, szturmem wziąć go kazał, a całą osadę w pień wyciąć”.

Grot widząc, że tym razem ratunku z nikąd spodziewać się nie można, rzucił się podobno z wieży i skręcił kark. Legenda głosi, że brat jego w ostatniej chwili zapisał duszę diabłu i sporządzoną przez piekielne moce specjalnie dla niego podziemną drogą, uciekł z obleganej warowni na Węgry, zabierając ze sobą wielkie skarby, nagromadzone z rabunku. Są tacy, którzy twierdzą, że owa tajemnicza droga istnieje do dzisiaj, tylko wejście doń zasypał gruz.

Ruiny mają także swojego ducha. Nocą przechadza się tu czasem, jak mówią pogłoski niejaki Rogaliński, w bogatym kontuszu i żółtych butach. Szlachcic ten był niecnym przyjacielem Słupeckich i to on właśnie nakłaniać miał ich do łupiestw i napaści.

Ciekawostką jest fakt, że syn Grota, Łukasz Słupecki miał równie porywczy charakter co ojciec. Jan Długosz w swojej kronice określił go jako „opętanego przez czarta”.

Prawdopodobnie ok. roku 1525 dobra Konarskie zakupił sędzia sandomierski Piotr Kochanowski, ojciec poety Jana. Nie ma pewności z kim zawierał transakcję, ale sprzedawcą mógł być praprawnuk rozbójnika, Stanisław Słupecki, zmarły w 1575 kasztelan lubelski.

Piotr Kochanowski był bardzo skrzętnym i zapobiegliwym gospodarzem. Po rodzicach odziedziczył część Czarnolasu, ale wkrótce poszerzył swoje włości o Sycynę, Policznę, Barycz, Chechły i Strykowice Małe. Pełniąc urząd sędziego sandomierskiego zapewne bywał częstym gościem w nabytych od Słupeckiego Konarach. Kto wie, może zaglądali tu również jego synowie, których miał siedmiu. Oprócz Jana byli to: Kasper, Mikołaj, Piotr, Andrzej, Jakub i Stanisław.

Sędzia zmarł w roku 1547, a 12 lat później synowie podzielili się jego majątkiem. Nie wiemy dokładnie komu przypadły w udziale Konary. Wykluczyć można raczej najmłodszych – Mikołaja i Jakuba, o których wiadomo, że osiedli w Sycynie. Być może był to Kasper, pełniący od 1566 roku funkcję pisarza ziemskiego sandomierskiego.

Kochanowscy to ostatnia rodzina, której związki z zamkiem nad Koprzywianką znajdują dokładne potwierdzenie w dokumentach źródłowych. Późniejsze lata i wieki nie przynoszą żadnych konkretnych informacji na temat losów gotyckiego gmachu.

Nawet w przybliżeniu nie można wskazać daty, kiedy uległ on zniszczeniu. Jeszcze na początku XX stulecia mury zamkowe były dość wyraźnie widoczne. Do reszty zburzyły je pociski rosyjskich armat, ostrzeliwujących przez ponad miesiąc pozycje okopanych na wzgórzu legionistów.

Jak mówi dr Marek Florek z Sandomierskiej Służby Ochrony Zabytków, w Konarach nigdy nie prowadzono żadnych badań wykopaliskowych, a tylko dzięki nim istniałaby możliwość odpowiedzenia na szereg pytań związanych z dziejami warowni.

Rafał Staszewski

Informacje dodatkowe

Zamek znajduje się na trasie Rowerowego Szlaku Architektury Obronnej.

Ruiny są nazywane "wejściem do piekła".

Galeria

Ruiny zamku w Konarach
Widok na wzgórze zamkowe
Ruiny zamku w Konarach
Wzgórze zamkowe
Ruiny zamku w Konarach
Kawałki cegieł i kamieni, z których zbudowany był zamek

Ruiny zamku w Konarach
Ruiny zamku w Konarach
Ruiny zamku w Konarach
Ruiny zamku w Konarach
Ruiny zamku w Konarach
Ruiny zamku w Konarach

Ruiny zamku w Konarach
Widok ze wzgórza zamkowego
Ruiny zamku w Konarach
Wzgórze zamkowe
Ruiny zamku w Konarach
Wejście do piwnicy

Ruiny zamku w Konarach
Piwnica
Ruiny zamku w Konarach
Piwnica
Ruiny zamku w Konarach
Wejście do piwnicy